Rozmaitości
Środa, 3 grudnia 2014 18:28
Ksiądz Mateusz Dziedzic o sile modlitwy na antenie RDN
- Wszystko dzieje się po coś. Pan Bóg w tym był, wyreżyserował każdy moment - tak o swoim porwaniu mówił na antenie RDN uwolniony już z rąk rebeliantów ks. Mateusz Dziedzic - tarnowski misjonarz pracujący w Republice Środkowej Afryki.
Ks. Mateusz Dziedzic, który kilka dni temu został uwolniony z rąk rebeliantów był gościem specjalnym 'Pulsu Regionu'. Ze słuchaczami RDN Małopolska i RDN Sącz podzielił się swoimi wspomnieniami, wiarą w trudach codzienności i jej świadectwem. Rozmawiał z nim Łukasz Pelc.Zapis fragmentu rozmowy:
ŁP: Jeszcze kilka dni temu przebywał ksiądz w zupełnie innym miejscu, w innej rzeczywistości. Teraz jest ksiądz w kraju, spotkał się z rodziną – jak się ksiądz czuje?
MD: Od środy uwielbiam Pana Boga – za to, co dla mnie uczynił. Niesamowita radość i pokój serca, którą Pan daje. Jestem szczęśliwy, że jestem na ziemi sądeckiej, ziemi tarnowskiej – jestem u siebie.
ŁP: Zacznijmy od początku. Jak wyglądało porwanie?
MD: Przyszli rebelianci nocą, mocno uderzyli w drzwi, obudziłem się, i już wtedy Pan był ze mną. On to wszystko wyreżyserował.
ŁP: Co ksiądz ma na myśli, mówiąc o tej reżyserii?
MD: Było to z niedzieli na poniedziałek - wtedy nasz stróż nie pracuje. Przez całą resztę tygodnia mamy stróża, który pilnuje misji przed złodziejami, żeby nie przyszli i czegoś nie ukradli. Rebelianci w lesie zapytali mnie: gdzie był twój stróż? Odpowiedziałem, że dzisiaj nie pracuje. Zaczęli się śmiać, bo powiedzieli, że byli przygotowani na spotkanie ze stróżem. Nie wiadomo, co by się z nim stało, gdyby był u nas. Na pewno broniłby nas, a rebeliantów było trzynastu, bardzo dobrze uzbrojonych. Ja zacząłem dzwonić w momencie, kiedy usłyszałem uderzenie w drzwi. Mieszkaliśmy w miejscowości, gdzie normalnie był zasięg telefoniczny. Chciałem zadzwonić do szefa żandarmerii, który jeśli tylko zobaczyłby, że daję jakiś sygnał, to na pewno szybko by zareagował, bo wiedziałby, że coś się u nas dzieje. Akurat w tym czasie nie było przez parę dni zasięgu, więc wziąłem telefon komórkowy do kieszeni i musiałem wyjść na spotkanie z rebeliantami.
ŁP: Ten moment wyjścia to był strach, panika?
MD: Nie, nie było paniki. Myślałem, szczerze mówiąc, że to złodzieje. Zdążyłem zamknąć drzwi na klucz.
ŁP: Spotkał ksiądz tych rebeliantów. Co następnie się dzieje?
MD: Oczywiście dyskusja, że jesteśmy misjonarzami, że będą mieć problemy, jeśli zdecydują się porwać Europejczyka.
ŁP: Czy to coś pomogło?
MD: Nic to nie pomogło, żadnych dyskusji nie podejmowali.
ŁP: Cały czas docierały do nas informacje, że ksiądz jest bardzo dobrze traktowany.
MD: Tak, byłem dobrze traktowany. /.../
ŁP: Trzeba powiedzieć, że ksiądz miał wielki przywilej odprawiania w niewoli Mszy świętej.
MD: Był to bardzo ważny przywilej. Poprosiliśmy, żeby móc odprawiać mszę, on poszedł do swojej bandy, porozmawiał z nimi i wrócił mówiąc, że mogę odprawiać Mszę w szałasie. W tych ubogich warunkach przychodził Jezus – jak w stajence betlejemskiej.
ŁP: Która z tych chwil w okresie porwania, była dla księdza najgorsza?
MD: Najtrudniej było, kiedy miałem malarię. Mój „Anioł Stróż" powiedział, że nie będziemy odprawiać Mszy, bo jestem zbyt słaby. Ja powiedziałem: nie ma mowy. Mszę świętą dam radę odprawić. To była ofiara. Bałem się, że wpadnę w ten kielich ze zmęczenia, ale dałem radę. Mówiłem w myślach „Boże, składam Ci ofiarę"... Chcę opowiedzieć o moim „Aniele Stróżu", który mnie pilnował. Pan Bóg był w tym, żeby mi przydzielić takiego chłopca – rebelianta. Był najlepszy, najmniej zepsuty z nich wszystkich. Miał 25 lat, był wykształcony – po szkole podstawowej i liceum. Dbał o mnie. To on przygotowywał mi posiłki, podgrzewał mi wodę do mycia, towarzyszył mi w każdej chwili – oczywiście z karabinem, ale dyskretnie. I to on był zawsze przy mnie na Mszy świętej. Siedział i słuchał nic nie mówiąc. Po trzech tygodniach mi mówi: „to wszystko, co mówisz, to ja to wiem". Przyznał mi się, że jest katolikiem, że przyjął chrzest i bierzmowanie. [...] I powiedział mi, że kiedyś, jak to wszystko się skończy, jak przestanie być rebeliantem, to się wyspowiada i będę mógł mu dać Komunię świętą./.../
ŁP: Jak doszło do uwolnienia?
MD: Nie wiem, nie dociekam. Wiem tylko, że wiele stron było w te pertraktacje zaangażowanych. Mediatorem był na pewno prezydent Konga. /.../
Rozmowę z ks. Mateuszem Dziedzicem będziecie mogli usłyszeć ponownie na antenie RDN w najbliższą niedzielę o godz. 11. O 16.30 zapraszamy na audycję ks. Piotra Boracy z udziałem ks. Dziedzica 'Na misyjnym szlaku'.
źródło: RDN Małopolska
komentarze